Post by joshuaNiejestem gawędziarzem a cos takiego przeżyłem pare lat temu na Mamrach
Nadeszła chmura burzowa ,i na 10 min przed uderzeniem szkwału założyłem
profilaktycznie jeden ref. Niespodziewałem sie tak podężnego uderzenia
wiatru. Nagle zobaczyłem białą sciane przedemną, wiatr poderwał wode,
zdążyłem tylko zżucić grota, i foka do połowy kiedy odwróciło mniew burtą do
wiatru.....
Jak można wywnioskować z postu, byłeś na jachcie sam.
Jeśli to prawda, to myślę, że jacht w momencie zrzucania foka miał
żagiel, a nie miał prędkości ani sternika. Czy właśnie tak było?
Nie chodzi mi ,broń mnie Neptunie o to, żeby Cię oceniać, ale każdy taki
przypadek staram się trochę podrążyć, bo jak wiadomo, diabeł tkwi w
szczegółach...
Post by joshuaW żaglach było poświeconych pare artykułów na ten temat takze odsyłam
zainteresowanych do lektury
Sytuacja miała miejsce 17 sierpnia 2000 roku, kilkadzieisąt jachtów
wywróconych, dwie osoby utoneły, siła wiatru doszła do 25 m/sek czyli 10
B( wsytarczająco jak na jachty śródlądowe)
Tak się składa, że byłem wtedy na wodzie, właśnie przeszedłem most
sztynorcki udając się na północ. Silne uderzenie wiatru mozna było
wywnioskować z koloru chmury, która, przyznam, dość nagle pojawiła się
na niebie. Była, hm... straszna. Granatowa. COŚ musiało się wydarzyć, bo
takie osobniki po niebie nie chadzają dla przyjemności.
Jeszcze przed uderzeniem wiatru zdążyliśmy zarefować grota i dodatkowo
przygotować się do jego ewentualnego zrzucania, wygłosiłem również
pogadankę o tym, jak to rolfoki na stalówce nie działają w ciężkich
warunkach. Jak się potem okazało, niepotrzebnie :)
Jak zaczęło giąć, "grot dół" został wykonany błyskawicznie, bo załoga
była na to przygotowana. Z grotem zdążyliśmy. Gorzej z fokiem, bo -
całkiem wyluzowany robił mnóstno huku i nijak nie dawał się opanować,
ale że odpaliłem w porę silnik
nie stanowiło to problemu dla jachtu jako całości. Fali nie było, bo to
Kirsajty.
Do dziś pamiętam napór wiatru na plecy w chwili, gdy załoga dzielnie,
lecz całkowicie bezskutecznie próbowała "zgasić" foka :)))). Dopiero
jak moja obecna żona chwyciła na dziobie za fał rolfoka, okazało się, że
moje opowieści o tym, że nie działa to było jedno wielkie kłamstwo :)))
- działał, a fok całe szczęście zwinął się prawidłowo i przeżył całą tę
sytuację bez żadnego rozdarcia. Aż dziw.
Co do innych jachtów obok nas - jeden z dwóch idących na żaglach fiknął
od razu, inne szły na silnikach (bo to Kirsajty :)) ). Jako że nie było
fali, więc wyławianie "rozbitków" poszło sprawnie.
Wg. mnie ważne było to, że podczas zrzucania żagli nie straciłem
prędkości i w konsekwencji łopoczący fok dał się w końcu opanować i nie
zagroził łódce.
Cholernym błędem było to, że nie mieliśmy opanowanego "awaryjnego",
czyli klasyznego sposobu zrzucenia foka. Gdy jezioro się rozhuśtało i
gdyby rolfok jednak nie zadziałał, w _najlepszym_ razie straciłbym foka.
Od tej pory jestem bogatszy o jeszcze jeden punkt "checklisty
bezpieczeństwa" przed wyjściem z portu.
Za jakąś godzinę wyszliśmy na Mamry -smutny widok - kilka, kilkanaście
kadłubów w pozycji "grzyb". Pływaliśmy od jednego do drugiego, tak jak i
statek policji, który podpłynął do mnie i spytał, co się stało z
ludźmi z tych jachtów. Odpowiedziałem, że prawdopobnie zdjął ich WOPR,
bo widzieliśmy wcześniej ich motorówki. Ale dlaczego policja tego nie
wiedziała, do dziś nie wiem :)
Post by joshuaUżyte przeze mnie okreslenia biały szkwał, wiatry spadowe są dyskusyjne.
Nazwijmy więc zjawisko po imieniu, prąd zstępujący, coś takiego istnieje i
może nieźle przyłożyć o czym sie przekonałem. Była to dla mnie przykra
nauka, ale nauczyła mnie jednego. Pokory.
Dobrze pojętej pokory na wodzie nigdy dość. A i na lądzie :)
Sorry za nieco przydługą gawędę, ale było to najsilnijesze uderzenie
wiatru, jakie spotkałem na jeziorze, więc w sam raz na ten wątek :)
Pozdrowienia,
--
Tomasz "Panasonik" Pionnier