Discussion:
Jacht wyprawowy z deka zdemolowany
(Wiadomość utworzona zbyt dawno temu. Odpowiedź niemożliwa.)
Jarek
2015-01-01 23:00:35 UTC
Permalink
Kiedy Ernest Shackleton ratował swoją załogę po zatonięciu Endurance nie
miał inego wyjścia niż samemu się zabrać za żeglugę łodziami po Oceanie
Południowym. Łączności nie miał żadnej a ubezpieczenie umyło ręce. Załoga
była zatrudniona na dwa lata i opłacona z góry. Urząd Morski nie tylko, że
był daleko to jeszcze nie miał żadnej szansy by się dowiedzieć i ewentualnie
wycofać swoje poparcie certyfikatu bezpieczeństwa dla leżącej na dnie
barkentyny. Tym bardziej, że świat w roku 1915 był zajęty czym innym i
wyprawa polarna niewielkiego żaglowca nie zaprzątała mu zbytniej uwagi.
Akurat to ostatnie się nie zmieniło, ale cała reszta jest dzisiaj zupełnie
inna.
Załóżmy, z ostrożności procesowej, zupelnie hipotetyczny przypadek, że na
dalekim akwenie polarnym niewielki jacht czarterowy w dlugim i podzielonym
na etapy rejsie wchodzi na skały, zostaje porzucony, następnie jednak
uratowany i w stanie z lekka zdemolowanym wyciągniety na brzeg dosyć
odległej ale jednak cywilizowanej wyspy.
Wyspa posiada radiotelegraf satelitarny, lotnisko i gromadkę chętnych do
pomocy MacGaiwerów.
Co robić dalej?

Pozdrowienia - Jarek Czyszek
Jarek
2015-01-05 15:55:25 UTC
Permalink
Post by Jarek
Wyspa posiada radiotelegraf satelitarny, lotnisko i gromadkę chętnych do
pomocy MacGaiwerów.
Co robić dalej?
No więc, jak napiszę niepoprawnie, mozna i tak; grupa MacGyver'ów bierze
szpadle, kopie wielką dziurę i za pomoca traktora osadza wrak we w dziurze.
Wsiadają następnie na luksusowy wycieczkowiec i z rykiem syreny okrętowej
znikają za horyzontem zostawiając po sobie dobre wrażenie.
Było kiedyś takie powiedzenie, jest może jeszcze nawet, że ktoś tam pływa po
warszawsku - brzuchem po piasku.
Widząc oczyma imaginacji ten jacht wkopany na strandzie po linię wodną i
obłożony kamieniami po burtach trudno sobie tego powiedzonka nie
przypomnieć.

Pozdrowienia - Jarek Czyszek
Jmper
2015-01-05 20:23:46 UTC
Permalink
Post by Jarek
Post by Jarek
Wyspa posiada radiotelegraf satelitarny, lotnisko i gromadkę chętnych
do pomocy MacGaiwerów.
Co robić dalej?
No więc, jak napiszę niepoprawnie, mozna i tak; grupa MacGyver'ów bierze
szpadle, kopie wielką dziurę i za pomoca traktora osadza wrak we w
dziurze. Wsiadają następnie na luksusowy wycieczkowiec i z rykiem syreny
okrętowej znikają za horyzontem zostawiając po sobie dobre wrażenie.
Było kiedyś takie powiedzenie, jest może jeszcze nawet, że ktoś tam
pływa po warszawsku - brzuchem po piasku.
Widząc oczyma imaginacji ten jacht wkopany na strandzie po linię wodną i
obłożony kamieniami po burtach trudno sobie tego powiedzonka nie
przypomnieć.
A, że się tak zapytam, co Ty byś zrobił lepszego w takiej sytuacji?
--
Pozdrawiam,
Mirek Skoczek
Jarek
2015-01-05 21:05:22 UTC
Permalink
A, że się tak zapytam, co Ty byś zrobił lepszego w takiej sytuacji>
Kiedyś, bardzo dawno temu, byl na tej grupie zwyczaj pisania i pod swoim
nazwiskiem i pod prawdziwym adresem mailowym.
Z duchami się nie gadało.
Ale, jak widać, prawo Kopernika jest wlaściwe także i dla zanikających grup
dyskusyjnych.

Chwalić Pana Boga nigdy nie zdarzyło się bym był w podobnej sytuacji.
Pomijając cały początkowy wypadek, bo w tym wątku nie o tym, wyciągnięcie
jachtu po starandzie na burcie, moim zdaniem, bylo aktem ostatecznej
desperacji. Ja bym tak zrobił, ewentualnie, tylko wtedy gdybym był już przed
wyciągnięciem na brzeg przekonany o stracie jachtu. Wyciągam w ten sposób
nie jacht tylko wrak już spisany na straty. W tej sytuacji jest już wszystko
jedno w jakiej pozycji pozostaje. Lepiej na burcie bowiem można poźniej, już
nie licząc się z czasem, próbować budowy jakiś sań, na które stosunkowo
prymitywnymi i dostępnymi na miejscu środkami mozna by go na balascie
przewrócić, czyli spionizować. Na przykład ciągnąc samojezdnym dźwigiem za
top masztu, na przykład.
W tej chwili wkopany jest bardzo trudny do postawienia na jakiekolwiek,
nawet hipotetyczne, sanie. Aby go unieść potrzebny jest dźwig mogący
szarpnąć, podobno, co najmniej osiemnaście ton. A takiego tam nie ma. A żeby
był należy go przyweźć. Koszt wynajmu samego takiego dźwigu na czas
potrzebny by go przewieźć tam i z powrotem na King Georga przewyższa IMO
cene jachtu.
Nikt nie wie co się będzie działo dalej, ale wkopanie kadłuba na dwa metry w
plażę, moim zdaniem, znacznie utrudni wszelkie następne przy nim dzialania.
Pozdrowienia - Jarek Czyszek
Jmper
2015-01-05 21:17:53 UTC
Permalink
Post by Jarek
A, że się tak zapytam, co Ty byś zrobił lepszego w takiej sytuacji>
Kiedyś, bardzo dawno temu, byl na tej grupie zwyczaj pisania i pod swoim
nazwiskiem i pod prawdziwym adresem mailowym.
Tak, jasne. Żadnych anonimów nie było.
Post by Jarek
Z duchami się nie gadało.
Moje nazwisko (prawdziwe) masz w stopce. A adres mailowy - a po co Ci
on? Zresztą jak bardzo chcesz to wystarczy w googla wpisać nazwisko i
adres będziesz miał.
Post by Jarek
Chwalić Pana Boga nigdy nie zdarzyło się bym był w podobnej sytuacji.
Ano właśnie.
--
Pozdrawiam,
Mirek Skoczek
Jarek
2015-01-05 21:29:42 UTC
Permalink
Post by Jmper
Ano właśnie.
Co właśnie?
Nie napisałem, ze wyciaganie kilowego jachtu na strand (na plażę), jest poza
moim doświadczeniem.
Tak samo jak nie napisałem, że warunki podobne do tych na King Georgu są mi
obce. Nie bylem na południu natomiast w Arktyce spędziłem kilka lat,
czestokroć w jednej chatce z takimi, którzy zimowali na King Georgu. Wrzuć
nazwisko w gooogle to cos ci tam może wyrzuci, po obu stronach globu.
Pytałeś się co ja bym zrobił.
Zatem, ja bym zrobił to co napisałem wyżej.

Pozdrowienia - Jarek Czyszek
Jarek
2015-01-05 22:06:13 UTC
Permalink
U?ytkownik "Jmper" <***@berdyczow> napisa? w wiadomo?ci news:54aaff82$0$2657$***@news.neostrada.pl...
. A adres mailowy - a po co Ci
Post by Jmper
on? Zresztą jak bardzo chcesz to wystarczy w googla wpisać nazwisko i
adres będziesz miał.
Wrzuciłem w google i teraz nie wiem; czy jesteś czerdziestoośmioletnim
meżczyzną z Warszawy, który szuka na portalu randkowym miłości swojego
życia, czy też może miłującym muzykę organową absolwentem Politechniki
Wrocławskiej?
Mam sentyment do Wrocławia , mam też tam kilku kolegów, jednego nawet na
Politechnice. A co?
Z wrocławskm jachtem PANORAMA mialem też na Szpicbergenie przygodę, która do
pewnego momentu przebiegała bardzo podobnie, z grubsza przynajmniej, do
sytuacji tej ostatniej polonusowej. Poprosilem ówczesnego kapitana Panoramy
by był tak dobry i w panującym sztormie popłynął ze mną na odmorską stronę
Hornsundu po ekipę techniczną, która utknęła w małej i opuszczonej chatce
odcięta tydzień prawie wcześniej przez warunki pogodowe uniemozliwiające
użycie pontonu do ich ewakuacji. Użyliśmy jachtu do bezpośredniej asekuracji
jedynego naszego pontonu z czterdziestokonnym silnikiem, który był w stanie
się wówczas utrzymać i posuwać na wodzie we własciwym kierunku. Zawróciliśmy
po jakiejś godzinie z powrotem na kotwicowisko, bo nie dało się płynąć. Przy
czym wowczas Panorama przeszła do kotwiczenia pod czoło lodowca Hans. Przed
czolem lodowca zawsze na dnie leżą sendymenty. Muł osiadły na dnie w czasie
procesu cielenia sie lodowca i topnienia growlersów. Dno pokryte takim mulem
jest znacznie lepsze do kotwiczenia niż dno skaliste.

Pozdrowienia - Jarek Czyszek
Jmper
2015-01-06 08:39:40 UTC
Permalink
Post by Jmper
. A adres mailowy - a po co Ci
Post by Jmper
on? Zresztą jak bardzo chcesz to wystarczy w googla wpisać nazwisko i
adres będziesz miał.
Wrzuciłem w google i teraz nie wiem; czy jesteś czerdziestoośmioletnim
meżczyzną z Warszawy, który szuka na portalu randkowym miłości swojego
życia, czy też może miłującym muzykę organową absolwentem Politechniki
Wrocławskiej?
Hm...
https://www.google.pl/?#q=mirek+skoczek

Pierwsze kilka wyników, nic tam nie widzę o randkowaniu albo o muzyce
organowej... chociaż tę ostatnią faktycznie lubię. No i absolwentem PWr
jestem.
Moje doświadczenie żeglarskie jest raczej skromniutkie i baardzo
amatorskie, dlatego nie wypowiadam się co do meritum sprawy. Zastanowiło
mnie bardzie Twoje podejście do tej sprawy - niechętne jakby. Rozumiem i
uznaję Twoją wiedzę i doświadczenie (nawet Twoi adwersarze na pewnym
forum żeglarskim temu nie zaprzeczają a to już coś znaczy). Pewnie
chłopaki tam popełnili też kilka błędów, i warto by wiedzieć dokładnie
jakich dla swojej nauki. Ale błędy można pokazywać dwojako: życzliwie
analizować i ze złośliwą radością wytykać że komuś się noga powinęła. Ty
wg mnie robisz to na ten drugi sposób. Dlaczego? Nie wiem, może jakieś
osobiste animozje, nie wnikam. Ale mi się to nie podoba. Nie wierzę że
Ty nigdy się w życiu nie pomyliłeś, takich ludzi nie ma. Pomyśl o belce
w swoim oku zanim zaczniesz wypatrywać drzazgi u bliźniego.
Tyle.
--
Pozdrawiam,
Mirek Skoczek
666
2015-01-06 09:18:23 UTC
Permalink
W życiu potrzebne jest szczęście.
Żeglarzom, kapitanom, ...
Różne sytuacje pamiętam, że ten łut szczęścia się pojawił, po właściwej
stronie.
Taka bardzo drobna (a bywało znacznie ciężej):
Zrzuciliśmy ponton, cztery osoby na gumiaku podływają do czoła lodowca.
Nagle gaśnie im silnik.
Żaden problem, kilkadziesiąt metrów od jachtu, gładka woda.
Tyle, że.. wiosełka na pokładzie jachtu, no zapomnieli.
Wśród śmiechów i chichów płyniemy jachtem w stronę pontonu i czoła lodowca.
Wolno naprzód, ster lewo, przekładam manetkę na stop i wolno wstecz żeby
wejść w ciasną cyrkulację...
Przekładnia nie reaguje.
Syrenka idzie dziobem w stronę pionowej ściany lodu.
ZAWLECZKA z manetki AKURAT W TYM MOMENCIE wypadła i cięgło zmiany biegu się
rozłączyło.
Ster leży na burcie, szczęśliwie mijamy czoło lodu w odległości około 15
metrów i nic się na nas nie cieli.
No tak było.
A I. oficer pytał dwa tygodnie wcześniej przy naprawie zawleczki "Zabić tę
zawleczkę młotkiem?"
"Eee, niee, wystarczy tak jak jest" odpowiedziałem.
No i mogłem mieć za swoje.
Miałem szczęście.
Pozdrawiam i szczęściarzy, i pechowców.
JaC


-----
Post by Jmper
Moje doświadczenie żeglarskie jest raczej skromniutkie i baardzo
amatorskie, dlatego nie wypowiadam się co do meritum sprawy.
Jarek
2015-01-06 11:06:08 UTC
Permalink
Ale błędy można pokazywać dwojako: życzliwie analizować i ze złośliwą
radością wytykać że komuś się noga powinęła. Ty wg mnie robisz to na ten
drugi sposób.
Odpowiem tak; belki we własnym oku nie mam. W każdym razie ja jej nie widzę
;-)
Moje kwalifikacje w żaden sposób nie zależą od opinii uczestników znanego
forum, chociaz jest mi miło, że jak piszesz, są przez nich doceniane. Jest
tam kilka osób, które i ja doceniam, generalnie jednak poważna niestabilność
emocjonalna wśród zarzadząjących, zatem zostawmy to w tym wątku.
Nie cieszę się z nikogo komu się noga podwinęła. Zdjęcia czteroosobowej
ekipy ewakuowanej w pierwszym rzucie z jachtu na okręt mną wstrząsnęły.
Gdyby te informacje, surowe, rzeczowe i prawdziwe z miejsca katastrofy (bo
to byla katastrofa) zostały pokazane niezwłocznie i u nas zamiast łzawych
historyjek telewizyjnych zapewne i duża część pierwszych komentarzy byłaby
inna.
Powiedzmy, że zdjęcie sanitariusza mierzącego natlenienie krwi u
wyziębionego rozbitka mowi więcej niż tysiąc słów.
Nie jestem przeciwny nikomu tam personalnie czy wobec całej tej imprezy w
ogólnosci.
Jestem przeciwny systemowo wobec pewnego zbioru pojeć składających się na
uporczywe zaciemnianie rzeczywistego obrazu tego incydentu. Który całe
szczęście skonczył się bez żadnych ofiar w ludziach.
Jeden z uczestnikow teraz tam wracający do kraju napisał na swojej stronie
internetowej, ze jest związany z dwoma z imienia wymienionymi jachtami
wyprawowymi. Otóż bilans rejsów tych dwu jachtów wyprawowych jest taki, (ze
związkiem pewno z ta osobą niewielkim) że jeden stoi teraz wkopany w dziurę
na King Georgu, na drugim natomiast w czasie żeglugi miała miejsce cala
seria nieszczęśliwych, w tym także śmiertelnych wypadków.
Jeżeli, w imię źle pojmowanego koleżeństwa będziemy unikali dyskusji na
temat kondycji żeglarzy (żeglarzy, bo zeglarstwo w Polsce ma się w miarę
dobrze) no to prostu nie będziemy wiedzieli gdzie leży przyczyna tego stanu
rzeczy.
Mozna napisać, tak jak uczynił to W.Sałaban, że to prywatne jachty, prywatne
podróże i prywatna sprawa. No, jeszcze ewentualnie ubezpieczyciela. Ale już
Stacja Polarna jest utrzymywana z pieniędzy publicznych nie przeznaczonych
na ratowanie jachtów. Podatnik argentyński z kolei utrzymuje swoją marynarkę
wojenną, która by pewnie za drugim razem palcem nie kiwnęła gdyby nie
porozumienie z polskim MSZtem, który także jest utrzymywany z podatków.
Z żeglarzy antarktycznych znany jest z ksiażek starszemu pokoleniu niejaki
dr Lewis, który w swoim czasie okrążyl pod żaglami szósty kontynent. Nie
zainstalował on na swojej łódce radia bowiem, jak pisze, nie wyobrażał sobie
by ktoś miał narażać życie, zdrowie i sprzęt po to by go ratować wtedy kiedy
on wyruszył na morze dla przyjemności.
Jestem wielkim zwolennikiem tego pogladu.

Pozdrowienia - Jarek Czyszek
Michał Baszyński
2015-01-06 18:09:32 UTC
Permalink
Post by Jarek
Gdyby te informacje, surowe, rzeczowe i prawdziwe z miejsca katastrofy
(bo to byla katastrofa) zostały pokazane niezwłocznie i u nas zamiast
łzawych historyjek telewizyjnych zapewne i duża część pierwszych
komentarzy byłaby inna.
Jarku, z całym szacunkiem, ale co Ty byś zrobił na ich miejscu,
pamiętając jakie tam są możliwości łączności z krajem?
Robiłbyś najpierw konferencję prasową dla publiki w kraju, czy w
pierwszej kolejności zajął byś się powiadomieniem swojej rodziny, że
jesteście cali i zajął się niezbędnymi sprawami formalnymi w celu
ratowania jachtu?
Post by Jarek
Powiedzmy, że zdjęcie sanitariusza mierzącego natlenienie krwi u
wyziębionego rozbitka mowi więcej niż tysiąc słów.
czy zauważyłeś że to działo się na pokładzie okrętu wojennego, na
których wszystko odbywa się zgodnie ze ściśle określonymi procedurami?
Jest rozbitek, wiec jest procedura jego przyjęcia, aby sprawdzić jego
stan zdrowia. I nawet jeśli jest zdrowy, przybył prosto z lądu a nie
został wyłowiony z tonącego jachtu, to i tak formalnie jest rozbitkiem.
A jak w procedurze jest zmierzenie wzrostu rozbitka, jego wagi,
ciśnienia krwi, jej natlenienia i temperatury w tyłku to tak ma być
zrobione i koniec - nie ma zmiłuj, będą mierzyć w tyłku a nie pod pachą ;-)
Post by Jarek
Jeżeli, w imię źle pojmowanego koleżeństwa będziemy unikali dyskusji na
temat kondycji żeglarzy (żeglarzy, bo zeglarstwo w Polsce ma się w miarę
dobrze) no to prostu nie będziemy wiedzieli gdzie leży przyczyna tego
stanu rzeczy.
podpisuję się pod tym w 100%. Z zastrzeżeniem jednakże takim, aby zrobić
to rzetelnie, a nie w formie sądu kapturowego na podstawie szczątkowych
informacji i domniemywań. Poczekajmy zatem, aż osoby w to zamieszane
wrócą i zdadzą relację.
Post by Jarek
Podatnik argentyński z kolei utrzymuje swoją marynarkę wojenną, która by pewnie
za drugim razem palcem nie kiwnęła gdyby nie porozumienie z polskim
MSZtem, który także jest utrzymywany z podatków.
a czy obowiązek utrzymywania odpowiednich służb ratunkowych przez każdy
kraj posiadający dostęp do morza nie wynika przypadkiem z przepisów
prawa międzynarodowego?
--
Pozdrawiam
Michał
Jarek
2015-01-07 11:14:02 UTC
Permalink
Robiłbyś najpierw konferencję prasową dla publiki w kraju, czy w pierwszej
kolejności zajął byś się powiadomieniem swojej rodziny, że jesteście cali
i zajął się niezbędnymi sprawami formalnymi w celu ratowania jachtu?
W żadnym wypadku i w ogóle bym nie informował publiki.
Gdyby mnie zmuszono, napisalbym jeden komunikat na jedno zdanie.
Tak to się normalnie robi. A kiedy to jest normalnie?
No wlaśnie wtedy kiedy się takiego wypadku nie rozgłasza.
Dziennikarze też mają swoją pracę i nie ma powodu ich wyręczać.
Z zastrzeżeniem jednakże takim, aby zrobić to rzetelnie, a nie w formie
sądu kapturowego na podstawie szczątkowych informacji i domniemywań.
Poczekajmy zatem, aż osoby w to zamieszane wrócą i zdadzą relację.
Otóż nie zdadza żadnej rzetelnej realcji tylko będą powtarzac wersję
uzgodnioną.
W każdym razie, gdyby mnie się coś takiego przytrafiło to bym tak właśnie
robił.
Moim zdaniem wypadek się zdarzył dlatego, że prowadzacy jacht nie był
mentalnie przygotowany na panujące warunki.
Gdyby przypłynął jachtem z Gdyni, a przedtem jeszcze powłóczył się trochę po
szkierach Patagoni nic z tego co sie zdarzyło by sie nie zdarzyło. Tymczasem
cała ta podróż od Port Stanley trwala tydzień. Tydzień żeglugi po oceanie
bez żadnego lądu.
IMHO prawdopodobienstwo takiego wypadku roslo geometrycznie z każdą milą
przybliżającą ich do Antarktyki. I w takim ukladzie nie ma specjalnie
wielkiego znaczenia kto tam tydzień wcześniej wsiadł na pokład.

Pozdrowienia - Jarek Czyszek
Tomasz Konnak
2015-01-05 22:29:46 UTC
Permalink
Post by Jarek
W tej chwili wkopany jest bardzo trudny do postawienia na jakiekolwiek,
nawet hipotetyczne, sanie. Aby go unieść potrzebny jest dźwig mogący
szarpnąć, podobno, co najmniej osiemnaście ton. A takiego tam nie ma. A
żeby był należy go przyweźć. Koszt wynajmu samego takiego dźwigu na czas
potrzebny by go przewieźć tam i z powrotem na King Georga przewyższa IMO
cene jachtu.
Nikt nie wie co się będzie działo dalej, ale wkopanie kadłuba na dwa
metry w plażę, moim zdaniem, znacznie utrudni wszelkie następne przy nim
dzialania.
Wszyscy tylko dźwig i dźwig. Są też podnośniki hydrauliczne, ważą mało i
sporo można nimi zrobić. Choć trzeba się trochę nakombinować.
Jarek
2015-01-05 23:29:41 UTC
Permalink
Post by Tomasz Konnak
Wszyscy tylko dźwig i dźwig. Są też podnośniki hydrauliczne, ważą mało i
sporo można nimi zrobić. Choć trzeba się trochę nakombinować.
Nie, no pewno, że mozna jakimiś podnośnikami. Więcej, myśle, że gdyby się
rozejrzeć po okolicznych bazach licznie międzynarodowych cztery podnośniki
dałoby się zgromadzić na miejscu przy pomocy pontona. Nie wiem zupełnie jak
z tą współpracą jest teraz ale kiedyś nie było z tym problemu. Na przykład
do chorego zbieralo się konsylium lekarskie z trzech światów na raz. Poradę
rozpoczynano od otwierania butelki... podobno.
Lata temu w hangarze jastarnieńskim kolega, warszawski kapitan, zostal
niespodziewanie w skutek rozmaitych zaszłosci właścicielem pomeranki
dębowej. Naprawdę dużej łodzi, otwartopokładowej coś prawie dziesięć metrów
długiej ciężkiej na kilka ton bo, jak piszę, zbudowanej z dębu. Musiał ja
podnieść w górę by zakonserwować dno. Wywindowaliśmy ją na kilka trelinek za
pomocą trzy tonowego malutkiego podnośnika hydraulicznego. Był malutki,
czerwoniutki i miał taką składaną z rurek rekojeść pompy. Zabaweczka. A
proszę. Łódź pływała potem dobrych kilka lat w zeszlym roku na jesień
została sprzedana do knajpy za szynkwas.
Tak to się plecie...
Pozdrowienia - Jarek Czyszek
Dariusz K. Ładziak
2015-01-07 01:11:39 UTC
Permalink
Post by Tomasz Konnak
Post by Jarek
W tej chwili wkopany jest bardzo trudny do postawienia na jakiekolwiek,
nawet hipotetyczne, sanie. Aby go unieść potrzebny jest dźwig mogący
szarpnąć, podobno, co najmniej osiemnaście ton. A takiego tam nie ma. A
żeby był należy go przyweźć. Koszt wynajmu samego takiego dźwigu na czas
potrzebny by go przewieźć tam i z powrotem na King Georga przewyższa IMO
cene jachtu.
Nikt nie wie co się będzie działo dalej, ale wkopanie kadłuba na dwa
metry w plażę, moim zdaniem, znacznie utrudni wszelkie następne przy nim
dzialania.
Wszyscy tylko dźwig i dźwig. Są też podnośniki hydrauliczne, ważą mało i
sporo można nimi zrobić. Choć trzeba się trochę nakombinować.
Piramidy metodą podsadzania postawili...
--
Darek
Jarek
2015-01-07 09:03:42 UTC
Permalink
Post by Dariusz K. Ładziak
Piramidy metodą podsadzania postawili...
Tylko po co dźwigać coś co wystarczyło przechylić?
Operacja od ręki i na pół godziny.

Pozdrowienia
Jarek Czyszek
666
2015-01-07 09:51:26 UTC
Permalink
Ale dlaczego nie zakładamy, że PO WYPADKU zrobili to, co mogli najlepszego, w tamtych warunkach i okolicznościach?
Wypadek to jedno (zamknąć oczy, przewinąć wstecz, nie, tego nie było, to tylko sen), a postępowanie po wypadku to drugie.
Myślisz, że wszystko robią źle?
Przy czym "wszystko" może być czasem sensowna odpowiedzią, ponieważ wypadki są zwykle spowodowane szeregiem drobnych i bardzo
drobnych przyczyn, które akurat wystąpiły jednocześnie lub jedna po drugiej.
Tak jak i tu "gdyby nie kotwica", "gdyby nie szkwał", "gdyby nie silnik" i pewnie parę jeszcze innych gdybów ("gdybym nie zakręcił
zaworu", "gdybym wyczyścił filtr", "gdybym przepompował paliwo do rozchodowego" itp. itd.).


-----
Post by Jarek
Tylko po co dźwigać coś co wystarczyło przechylić?
Operacja od ręki i na pół godziny.
Jarek
2015-01-07 11:01:35 UTC
Permalink
Post by 666
Myślisz, że wszystko robią źle?
Robią wiele rzeczy w sposób dla mnie niezrozumiały.
Myślę, że, pominąwszy sam wypadek, wynika to z ich priorytetów.
Moze tak być, ze wyciągano jacht na brzeg po to by go porzucić. Groziło, że
zatonie a gdyby zatonął to ze względu na takie a nie inne uwarunkowania
formalne (czytaj porozumienia ekologiczne) właściciel musiaby ponieść koszty
jego wydobycia. Zatem trzeba go było wyciągnąć na brzegi i trzeba go było
zabezpieczyć by jak najmniej wyglądal na wrak. W tym czasie już był umówiony
transport, na wszystkie roboty została doba. Najprosiej było wziąć szpadel,
czy tam koparkę traktorową.
Z punktu widzenia sztuki, nie wiem, zeglarskiej, szkutniczej,
zdroworozsądkowej, wkopanie jachtu kilem w piach to jest dzialanie
barbarzyńskie. W obec jachtu oczywiście.
Nie mówię, że ich działania są pozbawione logiki uważam natomiast, ze
informacyjnie od poczatku jesteśmy robieni w bambuko, głownie poprzez akcje
telewizyjne i quazi dyskusje na internetowych forach. Smieci na wejściu,
smieci na wyjściu.
Akurat W.Sałaban u Kulińskiego podsumował to dosyć dobrze.

Pozdrowienia - Jarek Czyszek
Michał Baszyński
2015-01-07 19:06:21 UTC
Permalink
Post by Jarek
Z punktu widzenia sztuki, nie wiem, zeglarskiej, szkutniczej,
zdroworozsądkowej, wkopanie jachtu kilem w piach to jest dzialanie
barbarzyńskie. W obec jachtu oczywiście.
Jarku - nie znamy wielu faktów. Te już znane wiele tłumaczą, w tym to,
że najprawdopodobniej ze strony formalnej (ważność KB, czyli
ubezpieczenia) jacht został stracony w momencie dotknięcia kilem dna, a
załoga jednak robiła co mogła, licząc że może jednak uda się to później
odkręcić?
Tam mogło być 1001 przyczyn, dla których zrobiono tak, a nie inaczej.
Może ułańska fantazja, może są jakieś przepisy dotyczące ochrony
środowiska/itp/itd, może nadzieja na podjęcie jednak próby naprawy? Może
jeszcze inne kwestie o których my tutaj nie mamy pojęcia?
Poczekajmy lepiej spokojnie, aż wrócą najbardziej zainteresowani i wtedy
zadajmy im te pytania.
Post by Jarek
Nie mówię, że ich działania są pozbawione logiki uważam natomiast, ze
informacyjnie od poczatku jesteśmy robieni w bambuko, głownie poprzez
akcje telewizyjne i quazi dyskusje na internetowych forach. Smieci na
wejściu, smieci na wyjściu.
Akurat W.Sałaban u Kulińskiego podsumował to dosyć dobrze.
a) jak sam przyznałeś nie znamy wszystkich faktów i sam byś ich nie
ujawniał, wiemy też o kłopotach z łącznością w tamtych okolicach (i jej
kosztach..), więc nie rozumiem pretensji o ich niepełność,
b) znasz powiedzenie Lema o internecie i ilości idiotów na świecie?
c) wybacz, ale wypowiedzi wszystkowiedzącego Sałabana który już wydał
wyrok nie mam nawet ochoty komentować.
--
Pozdr.
Michał
wowa
2015-01-06 16:32:30 UTC
Permalink
Użytkownik "Jarek" napisał w wiadomości grup
dyskusyjnych:m84cqf$bn6$***@news.icm.edu.pl...

Co robić dalej?

Czy gdzieś są zdjęcia uszkodzonego kadłuba? Wszędzie tylko prawa burta.
Wojtek
Michał Baszyński
2015-01-06 18:11:48 UTC
Permalink
Post by Jarek
Co robić dalej?
a jesteś pewien, że dalsze decyzje mogą być podejmowane przez
właściciela/armatora/kapitana?
--
Pozdrawiam
Michał
666
2015-01-07 10:32:30 UTC
Permalink
Tak swoją drogą, ile metrów / kabli to jest "blisko"?
www.portalzeglarski.com/news_sailportal,5484.html
Ile łańcucha jest na "Polonusie" przy kotwicy głównej, ile łańcucha wydano?
Jakiego typu kotwice były na jachcie (główna i zapasowa)?
Czy próbowano rzucić drugą, zapasową kotwicę?
qqladisco
2015-01-08 00:03:39 UTC
Permalink
Post by 666
Tak swoją drogą, ile metrów / kabli to jest "blisko"?
www.portalzeglarski.com/news_sailportal,5484.html
Ile łańcucha jest na "Polonusie" przy kotwicy głównej, ile łańcucha wydano?
Jakiego typu kotwice były na jachcie (główna i zapasowa)?
Czy próbowano rzucić drugą, zapasową kotwicę?
Gdyby probowano rzucic zapasowa kotwice to by bylo widac na zdjeciach, bo nie wierze, ze gdyby nie trzymala to by ja wyciagnieto na poklad, sklarowano line i ladnie ulozono w achterpiku. Mysle ze do dzis lezy schowana gdzies gleboko i przywalona roznymi szpejami.

Anonim

Kontynuuj czytanie narkive:
Loading...