Życie przerasta kabaret.
Tymczasem grupa dziadków, która co najwyżej potrafi załatwić order
bohatersko utopionemu a jeszcze nikomu w niczym nie pomogła zabiera się do
dzieła. Prócz paru groteskowych pomysłów do wyciągania topielców wpadła też
na pomysł obowiazkowych szelek, obowiązkowych kapoków i obowiązkowego zakazu
wypływania w morze. To zaczyna być niebezpieczne i, moim zdaniem, zmusza do
zrzeszenia się celem dania odporu. W innym bowiem przypadku facet, którego
jedyna zasługą dla żeglarstwa było rozbicie państwowego jachtu o prywatną
wyspe Fidela Castro, wraz z grupą podobnych mu gigantów załatwią nas na
szaro czyli kapokowo uprzężowo.
Żeglowanie po morzu niesie za sobą ryzyko, które można mnimalizować poprzez
zbieranie swojej na ten temat wiedzy. Kolesie, którzy rozpieprzyli w kibini
mać nie tylko instytucje ale też i etos zbierania takiej żeglarskie wiedzy
chcą nam modelować świat. Nasz własny, wspaniały, świat żeglarstwa.
NA DRZEWO.
Jarek Czyszek