wac³aw
2008-10-21 19:57:34 UTC
Przyznam, że cześć osób z grupy zamieszała starym żeglarzom w głowach.
Wielokrotnie padały na grupie stwierdzenia, że tak naprawdę nie ma żadnej
różnicy w kierowaniu jachtem dużym a małym.
Przyznam, że część ze znanych i nieznanych mi osób spróbowała tego i nieco mocno
się dziwiła, że jakoś to w teorii łatwiej wygląda.
Czy pamiętacie swoje pierwsze kroki za rumplem i za sterem?
Jak dziś, z perspektywy czasu je oceniacie?
Patrząc na moje nowe doświadczenia, jestem nieco zdziwiony stopniem trudności,
jaki opisują "goście".
Po pierwsze, żeglarze, którzy wychowali się na rumplu, z dużym trudem odnajdują
się za kołem, podobnie, jak na jachcie większym od venuski.
Żeglarze, którzy zaczynają od koła, to zwyczajnie siadają i jadą, nie widząc nic
szczególnego w prowadzeniu jachtu.
Z uwagi, że potencjalni armatorzy jachtu z kołem sondują rynek, to już jeden z
nas, zażyczył sobie, żeby koło działało, jak rumpel, inaczej on tego jachtu z
owym wynalazkiem nie zakupi.
No cóż, skoro klient sobie życzy, to podmiana przewodów i proszę bardzo.
O dziwo, te małe fiki miki od razu polepszyło samopoczucie starego żeglarza i
znacząco podniosło chęć posiadania jachtu z kołem, ale pod warunkiem, że będzie
działało, jak rumpel ;-)
"Stary" zadowolony, że się odnalazł w kierunkach, a "młody" nijak nie może
zrozumieć, dlaczego tak ma to być, czyli wbrew kanonom "motoryzacji"
Może ktoś by napisał o swoich pierwszych doświadczeniach za kołem, bo przyznam,
że chyba większość się wstydzi pytać.
Ps.
A jak przekonać starego żeglarza, żeby nie trzymał "sznurków" w garści?
Czy ktoś ma na to sposób?
Niby to bezpieczne, ale mało wykonalne, kiedy wiało, jak np w niedzielę.
Wielokrotnie padały na grupie stwierdzenia, że tak naprawdę nie ma żadnej
różnicy w kierowaniu jachtem dużym a małym.
Przyznam, że część ze znanych i nieznanych mi osób spróbowała tego i nieco mocno
się dziwiła, że jakoś to w teorii łatwiej wygląda.
Czy pamiętacie swoje pierwsze kroki za rumplem i za sterem?
Jak dziś, z perspektywy czasu je oceniacie?
Patrząc na moje nowe doświadczenia, jestem nieco zdziwiony stopniem trudności,
jaki opisują "goście".
Po pierwsze, żeglarze, którzy wychowali się na rumplu, z dużym trudem odnajdują
się za kołem, podobnie, jak na jachcie większym od venuski.
Żeglarze, którzy zaczynają od koła, to zwyczajnie siadają i jadą, nie widząc nic
szczególnego w prowadzeniu jachtu.
Z uwagi, że potencjalni armatorzy jachtu z kołem sondują rynek, to już jeden z
nas, zażyczył sobie, żeby koło działało, jak rumpel, inaczej on tego jachtu z
owym wynalazkiem nie zakupi.
No cóż, skoro klient sobie życzy, to podmiana przewodów i proszę bardzo.
O dziwo, te małe fiki miki od razu polepszyło samopoczucie starego żeglarza i
znacząco podniosło chęć posiadania jachtu z kołem, ale pod warunkiem, że będzie
działało, jak rumpel ;-)
"Stary" zadowolony, że się odnalazł w kierunkach, a "młody" nijak nie może
zrozumieć, dlaczego tak ma to być, czyli wbrew kanonom "motoryzacji"
Może ktoś by napisał o swoich pierwszych doświadczeniach za kołem, bo przyznam,
że chyba większość się wstydzi pytać.
Ps.
A jak przekonać starego żeglarza, żeby nie trzymał "sznurków" w garści?
Czy ktoś ma na to sposób?
Niby to bezpieczne, ale mało wykonalne, kiedy wiało, jak np w niedzielę.
--
Pozdrawiam,
Wacław Nieśmiały
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
Pozdrawiam,
Wacław Nieśmiały
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl